Na początku chciałabym złożyć wam życzenia z okazji świąt Wielkanocy :) Życzę wam, abyście spędzili te święta w gronie rodzinnym.. Abyście nie mieli żadnych zmartwień i trosk no i oczywiście żeby jeszcze w tym roku nasi chłopcy zawitali do Polski i aby każdy z was mógł na niego pójsć i poznać ich osobiście.. :**
To tyle z mojej strony.. :)
Zapraszam na kolejny rodział :P
Zapraszam na kolejny rodział :P
___________________________________
OCZAMI NATALII:
Tego dnia wstałam o 9.00. Wstałam
z łóżka i udałam się do szafy w celu znalezienia jakiś odpowiednich ciuchów na
dzisiaj. Oczywiście jak zwykle nie mogłam znaleźć nic sensownego. W końcu po
dłuższej chwili wygrzebałam ładny zestaw. Dobrałam jeszcze dodatki i obładowana tym
wszystkim poszłam do łazienki. Tam zrobiłam poranną toaletę, ubrałam się, lekko
pomalowałam, a włosy rozpuściłam. Gotowa
udałam się do kuchni, gdzie spotkała mnie niespodzianka. Bowiem Kendall
przygotował mi śniadanie. Zrobił niesamowicie pachnące naleśniki.
-
Jak się spało ? – zapytał z szerokim uśmiechem
- Wspaniale.. – odpowiedziałam
tym samym – Co to za pyszności ?
- Naleśniki z serem białym . –
oznajmił – Zapraszam do skosztowania.. – powiedział i wskazał mi talerze na
których po chwili pojawiły się naleśniki.
- Mm.. Pyszne.. – powiedziałam
rozkoszując się smakiem – Skąd ty w ogóle umiesz tak dobrze gotować ?
- Jak byłem młodszy to często
podglądałem mamę albo babcię w kuchni no i
tak jakoś się nauczyłem… - zaśmiał się
- To dużo wyjaśnia.. Ja w sumie
do kuchni nie wchodziłam no i umiem tylko najprostsze potrawy.. Ewentualnie coś
z książek kucharskich ale to i tak nie zawsze się udaje.. – zawtórowałam mu
- Ja tam uwielbiam przebywać w kuchni.. Gdyby nie muzyka to pewnie
zostałbym kucharzem.. – odparł
- Matko.. Mężczyzna który umie aż
tak dobrze gotować to skarb dla kobiety.. – uśmiechnęłam się szeroko
- Jak widać nie wszystkie umieją
taki skarb dostrzec.. – westchnął
- Przesadzasz.. – uśmiechnęłam
się – Jakie masz plany na dzisiaj ? – zapytałam zmieniając temat
- Mam zamiar odwiedzić rodziców..
Wezmę Yume to sobie trochę pobiega po ogrodzie no i w końcu pokarzę ją mojej mamie. – oznajmił szerokim uśmiechem
-No to Yuma będzie dzisiaj
wygłaskana za wszystkie czasy ! – zaśmiałam się
- Ooo tak..Jak moja mama się do
nie dopadnie to ją zagłaszcze.. – zawtórował mi
- To widzę, że nie tylko moja
rodzicielka ma bzika na punkcie zwierząt..
- Jak najbardziej twoja mama nie
jest jedyna.. – odparł
- No dobra.. Ty przygotowałeś
śniadanie to ja teraz pozmywam.. – oznajmiłam gdy skończyliśmy jeść
- O nie, nie.. Ja zmywam.. –
sprzeciwił mi się
- Nie, bo ja ! – zaczęliśmy się
sprzeczać
- To ja przynajmniej będę
naczynia wycierał.. – nie ustępował
- Nie wygram z tobą prawda ? –
zapytałam lekko zrezygnowana
- Nie.. – odparł stanowczo
- Heh.. – westchnęłam – No
dobra.. – odparłam niechętnie
- Powinnaś się cieszyć, że chce
ci pomóc a ty wybrzydzasz.. – oburzył się na żarty
- Ale ja się cieszę, tylko mam
przez ciebie wyrzuty sumienia ! – oznajmiłam
- Niby dlaczego ? – zdziwił się
- Dlatego, że po pierwsze
mieszkam u ciebie, ty robisz mi śniadania i jeszcze pomagasz mi sprzątać.. –
odparłam
- Ile mam ci powtarzać, że tym że
mieszkasz u mnie sprawiasz mi wielką przyjemność, po drugie jesteś moim gościem
i chce abyś czuła się tutaj jak
najlepiej… - oznajmił – A teraz migiem do zlewu i zmywamy ! – zaśmiał się i
zdzielił mi ścierką kuchenną..
- Ałaa ! – pisnęłam, po czym
oddałam blondynowi inną ścierką i w ten sposób rozpętała się bitwa na ścierki.
Po jakimś kwadransie zmęczeni padliśmy na podłogę.
- Boże jak się zmęczyłam.. –
jęknęłam
-
Ja tak samo.. To twoja wina ! – zielonooki wskazał na mnie
- Moja ?! – zapytałam lekko
oburzona
- No a czyja ? To ty mi
oddałaś.. – wystawił mi język
- Oddałam ci, bo ty pierwszy mnie
uderzyłeś więc to ty zacząłeś.. – zaczęłam się z nim sprzeczać
- Nie bo ty zaczęłaś.. –
zaprzeczył moim słowom
- Nieprawda ! – dalej
przystawałam przy swoim
- Nie kłóć się ze mną.. –
pogroził mi palcem
- A będę .. – odszczekałam się
- Jak chcesz ale ja i tak wiem,
że mam rację.. – odparł
- Nieprawda.. Dobrze wiesz, że to
ja mam rację i nie chcesz się do tego przyznać.. – powiedziałam pewna siebie
- Wcale nie ! – szybko zaprzeczył
- A i owszem ! – odparłam
- Dobra ! Spokój ! – niewiadomo
skąd w kuchni pojawiła się Jennifer
- Jennifer ? Co ty tu robisz ? –
zapytaliśmy z Kendem jednocześnie
- Dzwoniłam, pukałam i nikt nie
otwierał, a że drzwi były otwarte to sama weszłam. – oznajmiła z uśmiechem
- Ne zamknąłeś drzwi ! –
powiedziałam z wyrzutem do Kendalla
- A może to ty nie zamknęłaś ? –
oburzył się. Uwielbiałam te kłótnie z nim. Zawsze musiałam się zmuszać aby nie
wybuchnąć śmiechem
- Już ! Koniec tej kłótni ! –
rozkazała Jen – A co wy w ogłoś robicie na podłodze ? – zapytała zdziwiona
- Mieliśmy małą bitwę na
ścierki.. – oznajmiłam ze śmiechem
- Jak dzieci.. – westchnęła i
walnęła facepalma
- Oj tam ! Czasami trzeba się
cofnąć w rozwoju.. Tak dla rozrywki.. – zaśmiał się zielonooki
- W pełni zgadzam się z
Kendallem.. – zawtórowałam mu
- Wiesz Jen.. Nie żeby coś ale po
co przyszłaś ? – spytał blondyn
- Oddać Nat w końcu te
okulary..Przejeżdżałam w pobliżu więc pomyślałam, ze wpadnę i oddam.. –
oznajmiła z szerokim uśmiechem po czym wręczyła mi owe okulary
- Dzięki.. – odparłam
- No dobra.. To ja już spadam..
Muszę jeszcze coś załatwić.. Pa ! – powiedziała i wyszła
- Pa ! – odpowiedziałam i wstałam
z podłogi – No dobra, choć pozmywać w końcu, bo nigdy tego nie zrobimy.. –
zaśmiałam się i podeszłam do zlewu, po czym zaczęłam zmywać naczynia. Po chwili
dołączył do mnie blondyn który zgodnie z umową wycierał talerze itd. Po jakiś
10 minutach wszystko było już czyste i udaliśmy się do salonu. Siedzieliśmy
chwilę na sofie, gdy zadzwonił mój telefon. Był to Brett.
- Halo ? – odebrałam telefon
- No hej.. – odpowiedział
radośnie – Możesz już schodzić, jestem na dole.
- Już ? – zdziwiłam się, ze już jest 12.00 - Dobra,
to ja za chwilę schodzę.. – odpowiedziałam z uśmiechem
- No dobra, to ja czekam.. –
zaśmiał się, po czym się rozłączył
- Okey blondasku, ja się będę już
zbierać.. Brett już przyjechał . –
oznajmiłam z szerokim uśmiechem
- Ok.. – odpowiedział obojętnie –
Baw się dobrze.. – burknął z lekkim grymasem na twarzy. Po raz kolejny jego
humor zmienił się o 180 stopni, ale tym razem nie wnikałam w to i
najzwyczajniej w świecie to zignorowałam.
- Dobra to ja lecę.. Tylko proszę
cię, jak będziesz chciał wrócić bardzo późno lub w takim stanie jak ostatnio to
zadzwoń i mnie uprzedź, żebym znowu się nie denerwowała.. – poprosiłam go
spokojnie
- Dobrze mamusiu, ale na chwilę
dzisiejszą nic takiego nie planuję.. – lekko się zaśmiał
- W takim razie pa ! – cmoknęłam
go w policzek i wyszłam z mieszkania. Szybko zbiegłam po schodach i wyszłam na
zewnątrz. Rozejrzałam się po parkingu i ujrzałam Bretta opierającego się o
maskę swojego samochodu.
Szybkim krokiem skierowałam się w jego stronę i już po chwili witałam się z nim
całusem w policzek.
- No witam cię.. – uśmiechnął się
szeroko
- A witam, witam.. – zaśmiałam
się
- Ślicznie wyglądasz.. – oznajmił
- Dziękuję, ty też niczego
sobie.. – wystawiłam mu język
- No to co.. Jedziemy ? - zapytał po chwili
- Mhm.. – przytaknęłam, po czym
niebieskooki otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam i po chwili byliśmy
już w drodze do C.H.
_____________________________________
WOO HOO !! Mamy już 20 rozdział :P Komentujcie bałagam was :)