piątek, 28 czerwca 2013

Rodział XXVIII


- Zaraz  wracam.. – oznajmiłam i pognałam do pokoju w którym zostawiłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i lekko się zdziwiłam. Dzwoniła bowiem moja mama, a u nich był środek nocy. Szybko odebrałam telefon. 


ROZMOWA TELEFONICZNA
N- Natalia, M– Mama Natalii

N: Halo ?
M: Cześć córciu.. – odezwała się zapłakana
N: Mamo, co się stało ? – spytałam zmartwiona
M: Babcia Adela..
N: Co babcia Adela ? Co się stało ? – nie wiedziałam o co chodzi
M: Ona nie żyje.. – rozpłakała się jeszcze bardziej (babcia Adela to mama mojej mamy)
N: Jak.. Jak to ? – w moich oczach momentalnie pojawiły się łzy – Co się stało ?
M: Jakąś godzinę temu zadzwonili do mnie ze szpitala i poinformowali, że zmarła..
N: Ale jak to ze szpitala ? Co ona tam robiła ? – pytałam coraz bardziej załamana
M: Dwa dni temu zasłabła i zabrało ją pogotowie..
N: Dlaczego nic mi nie powiedzieliście ?
M: Nie chcieliśmy cię martwić.. Babcia później czuła się już dobrze.. Jutro mieli ją wypisać..
N: No to skoro wszystko było dobrze to dlaczego zmarła ? – nie rozumiałam tego
M: Nie wiem..Nie mam pojęcia.. Lekarze też nie wiedzą.. Poszła spać i już się nie obudziła…  - załkała
N: O Boże.. – westchnęłam łamliwym głosem – Mamo przylecę jak najszybciej… Pakuję się i jestem w Polsce..  Trzymaj się mamuś.. Kocham cię..
M: Ja ciebie też córciu..
N: Połóż się, odpocznij..
M: Spróbuję córuś.. Paa..
N: Paa..
KONIEC ROZMOWY TELEFONICZNEJ

Odłożyłam telefon na miejsce i bezradnie opadłam na łóżko. Schowałam twarz w dłonie i rozpłakałam się jak małe dziecko. Nie mogłam w to uwierzyć.. Moja kochana babunia nie żyje.. Osoba, która mnie praktycznie wychowała, gdy rodzice byli w pracy.. Nie chciałam przyjąć do świadomości tego, że już jej nie zobaczę..  Nie miałam nawet okazji się z nią pożegnać.. Po chwili do pokoju wszedł Kendall.  Kiedy zobaczył, że płaczę szybko do mnie podszedł i mnie przytulił.
- Nat, skarbie co się stało ? – spytał zmartwiony. Nic nie odpowiedziałam tylko wtuliłam się w niego jeszcze mocniej i dalej łkałam. – Cii.. – zaczął mnie lekko kołysać  na boki i głaskać  moje włosy. Wiedział, że to mnie uspakaja. Po kilkunastu minutach mój płacz zamienił się w cichy szloch, wtedy to blondyn ponowił swoje pytanie. – Kochanie.. Powiesz mi co się stało ? – spytał z troską patrząc mi w oczy.
- Moja babcia… Ona.. Ona nie żyje.. – wyszeptałam i na nowo się rozpłakałam.
- Tak mi przykro.. – nie zadawał już więcej pytań tylko po prostu mnie przytulił. Wiedział, że wtedy potrzebowałam jego obecności jak niczego innego.
- Muszę polecieć do Polski.. – mówiłam przez płacz – Muszę być tam jak najszybciej.. – wyszeptałam. zerwałam się na równe nogi  i ruszyłam w stronę szafy. Już chciałam się pakować, ale przeszkodził mi Kendall.
- Słońce.. – powiedział łagodnie i odebrał mi trzymaną przeze mnie bluzkę – Jest już późno.. Zarezerwujemy bilety na jutro rano, bo dzisiaj to i tak nic nie złapiemy.. – oznajmił spokojnie
- Jak to nam ? – zdziwiłam się
- No chyba nie myślałaś, że zostawię cię w takiej chwili samą ? – uśmiechnął się lekko i otarł dłonią łzy z moich policzków.
- Ale Ke..  – nie dokończyłam. To prawda chciałam żeby ze mną poleciał, ale nie chciałam żeby przeze mnie coś zawalił..
- Nie ma Kendall. Lecę z tobą i koniec kropka.. Jesteś dla mnie najważniejsza i Nie pozwolę na to żebyś była sama w takiej sytuacji..  – powiedział hardo
- Dziękuję.. Kocham cię Kendall.. – cmoknęłam go w usta i przytuliliśmy się. Dziękowałam Bogu, za to, że mam tak wspaniałego chłopaka jak Kendall. Staliśmy tak przytuleni jeszcze przez chwilę, aż w końcu się od siebie oderwaliśmy. Kendall poszedł zarezerwować bilety i powiadomić chłopaków o naszym wyjeździe, a ja w tym czasie nas spakowałam. Nie wiedziałam tak naprawdę ile tam zostaniemy, więc spakowałam nas w dwie duże walizki. Lot mieliśmy o 6 rano więc postanowiliśmy wcześniej położyć się spać.  Przebraliśmy się szybko w piżamy, a ja jeszcze szybko zadzwoniłam do Logana przeprosić go, że nie pomogę mu z przygotowaniem tej kolacji. Chłopak powiedział, że rozumie i nic się nie stało.. Zadzwonił już po Carlosa i Alice i to oni mają się tym zająć. Na koniec oznajmił, że mnie wspierają i że mi współczują. Podziękowałam, przeprosiłam jeszcze raz i zakończyłam rozmowę.  Ułożyłam się obok zielonookiego i mocno się w niego wtuliłam. Po chwili zmęczona całym dniem udałam się do krainy Morfeusza.

Następnego dnia obudziliśmy się o 3 nad ranem.  Szybko wzięliśmy prysznic . Przebrałam się w wygodne ciuchy  i lekko się umalowałam. Włosy spięłam w tradycyjny kucyk i byłam gotowa. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało, choć zaczęłam myśleć o tym już nieco spokojniej. Posprawdzałam jeszcze walizki ruszyłam do kuchni gdzie Kendallprzygotowywał nam kanapki. Uśmiechnęłam się do niego lekko i cmoknęłam w usta.
- Jak się czujesz ? – zapytał kładąc przede mną talerz z kanapkami
-Nienajgorzej, choć mogłoby być lepiej – odparłam
-Zobaczysz, wszystko będzie Okey.. – przytulił mnie od tyłu i pocałował we włosy
- Kocham cię.. – oznajmiłam delektując się jego dotykiem
- Ja ciebie też królewno.. – uśmiechnął się i zaczął nam robić kawę. Po jakiejś półgodzinie byliśmy już po posiłku. Zmyłam szybko naczynia, a w tym czasie mój blondyn zapakował walizki do samochodu. Około 4.30 wyruszyliśmy na lotnisko. Droga była niemalże pusta więc po niecałych 30 minutach byliśmy na miejscu. Udaliśmy się prosto na odprawę i równo o 6 nasz samolot wystartował. Wtuliłam się w mojego blondyna i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziło mnie smyranie po brzuchu. Niechętnie otworzyłam oczy i ujrzałam Kendalla siłującego się z moim pasem.
- Potrafię się zapiąć.. – zaśmiałam się i złapałam za pas.
- Myślałem, że śpisz.. – odpowiedział
- Bo tak było, ale ktoś zaczął mnie smyrać pasem i się obudziłam..  – odparłam z udawanym oburzeniem
- Nie chciałem.. – zrobił skruszoną minę
- Przecież się śmieję głuptasie.. I tak zaraz musiałabym wstawać.. – pocałowałam go w policzek – Dziękuję..
- Za co ? –spytał zdziwiony
-Za to, że przyleciałeś tutaj ze mną.. Że zostawiłeś wszystko i jesteś ze mną.. – oznajmiłam
- Kocham cię i nie mógłbym pozwolić żebyś była sama.. – wpił mi się w usta..
- Ja ciebie też Kendall.. Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.. – wyszeptałam. Po chwili byliśmy już na lotnisku i z walizkami czekaliśmy na taksówkę. Kiedy już przyjechała zapakowaliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy do mojego mieszkania.. Po około 30 minutach byliśmy na miejscu.
- No zapraszam w moje skromne progi.. – uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi. 
- Śliczne mieszkanie.. –oznajmił Kend kiedy się rozejrzał
- A dziękuję..
- Sama to dekorowałaś ? – spytał pochłaniając każdy metr mieszkania..
- Mhmm.- przytaknęłam
- Nie wiedziałem, że mam tak zdolną dziewczynę.. – objął mnie od tyłu
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz kochany.. – zachichotałam
- Mam jeszcze calutkie życie, aby to zmienić.. – pocałował mnie  w policzek. Spodobały mi się jego słowa.. Sama wizja tego, że mogę z nim spędzić resztę  mojego życia sprawia, że na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. To Kendall sprawił, że moje życie nabrało jakiegoś głębszego sensu. To on sprawia, że mimo śmierci mojej babci, nie myślę o tym tak bardzo.. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.. Zrobiłam nam kawę i usiedliśmy w salonie. Włączyliśmy telewizor. Kiedy Kendall próbował cokolwiek zrozumieć z polskich reklam, ja postanowiłam zadzwonić do rodziców poinformować ich, że jesteśmy w Polsce. Wyjęłam telefon z kieszeni i połączyłam się. Moja rodzicielka miała już lepszy głos, choć nadal smutny.. Ucieszyła się, że jest ze mną Kendall i że będzie miała okazję go poznać. Fakt faktem w nie za przyjemnych okolicznościach, ale zawsze.. Zaprosiła nas jutro na obiad.. Oczywiście od razu się zgodziłam.. Porozmawialiśmy jeszcze trochę i zakończyłam rozmowę.
- Ten polski to strasznie dziwny język.. – westchnął Kendall
- No wiesz.. W końcu to jeden z trudniejszych języków na świecie.. – uśmiechnęłam się lekko
- Będę musiał się trochę go poduczyć.. Liczę, że zostaniesz moją nauczycielką.. – objął mnie ramieniem
- Bardzo chętnie nią zostanę, tylko nie wiem, czy ty będziesz z tego tak bardzo zadowolony.. Wiesz ja jestem bardzo surowym i wymagającym nauczycielem.. – puściłam mu oczko
- Myślę, że dam radę.. – musnął moje usta swoimi. – Jak tam w ogóle mama ? – spytał kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Lepiej..-uśmiechnęłam się lekko – Zaprosiła nas jutro na obiad.. Bardzo się ucieszyła, że przyleciałeś ze mną..
- W takim razie jest mi niezmiernie miło.. – przyznał z uśmiechem – Tylko co będzie jak mnie nie polubią ?
- Żartujesz sobie ? Że niby ciebie ma ktoś nie lubić ? – zaśmiałam się – Ciebie się nie da nie lubić kochanie.. – cmoknęłam go w nos.
- No nie wiem, nie wiem.. – westchnął
- Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.. Nie martw się.. – wtuliłam się w niego
- Mam taką nadzieję.. – wyszeptał
- Nie przejmuj się, bo nie masz czym.. Moi rodzice nie gryzą i na pewno cię polubią.. – uśmiechnęłam się pokrzepiająco – A teraz zmieńmy temat.. Co powiesz na jakąś kolację ? Nie wiem jak ty ale ja jestem strasznie głodna..
- No nie ukrywam, że ja też.. – przyznał się chłopak – Co proponujesz ?
- Najpierw musimy udać się sklepu i zrobić zakupy, bo moja lodówka świeci pustkami.. A później może jakąś zapiekankę zrobimy ? Co ty na to ? – zaproponowałam
- Jestem jak najbardziej na tak.. – odpowiedział z uśmiechem. Jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy. Zebraliśmy się i na pieszo  trzymając się za ręce udaliśmy się do pobliskiego supermarketu. Kupiliśmy wszystko to co było potrzebne do zapiekanki i oczywiście jakieś inne produkty na następne dni.  Ze sklepu wyszliśmy cali obładowani siatkami. Po kilku minutach byliśmy z powrotem w domu i zaczęliśmy przygotowywać zapiekankę. Zabawy było przy tym co niemiara. Ciągle się wygłupialiśmy, rzucaliśmy się jedzeniem i śpiewaliśmy. Gdyby ktoś spojrzał na nas z boku pomyślałby, że cofnęliśmy się w rozwoju. Przy Kendallu wszystkie moje troski uciekały w kąt i nie liczyło się nic oprócz nas. Byłam mu za to niezmiernie wdzięczna..  W końcu po jakiejś godzinie, nasza kolacja była już gotowa, a nam pozostało się tylko przebrać, gdyż wszędzie mieliśmy szczątki jedzenia. Szybko wskoczyliśmy do łazienek i zmieniliśmy ubrania. Po kilku minutach siedzieliśmy już w jadalni i popijając czerwone wino spożywaliśmy przygotowaną przez nas potrawę. Powiem nieskromnie, że zapiekanka wyszła nam przepyszna.
- Co jak co, ale ta zapiekanka wyszła nam świetnie..  oznajmiłam
- Zgadzam się z tobą w stu procentach.. – uśmiechnął się promiennie  - Co ty na to, żeby wznieść toast za nas ? – zapytał i podniósł kieliszek do góry
- Jestem jak najbardziej za.. – odparłam z uśmiechem i również wzniosłam kieliszek do góry
- W takim razie za nas i za wszystkie wspaniałe chwile przed nami.. – styknęliśy się szkłem i upiliśmy wino. Reszta kolacji przebiegła nam w równie przyjemnej atmosferze. Kiedy skończyliśmy wsadziliśmy naczynia do zmywarki i zmęczeni całym dniem poszliśmy do mojej sypialni i przebrawszy się w piżamy usnęliśmy wtuleni w siebie.
OCZAMI KENDALLA :
Cały czas próbowałem zająć czymś Natalię, aby nie myślała o śmierci swojej babci i chyba mi się to udawało, bo Nat ciągle się uśmiechała i śmiała. Cieszyłem się, że się nie załamała i normalnie funkcjonowała, bo nie mogę patrzeć jak cierpi. Jedyna rzecz, która mnie przeraziła dzisiejszego to dnia, to zaproszenie rodziców Natalii na obiad. Oczywiście to bardzo miłe z ich strony, ale boję się go jak cholera. Co jeśli mnie nie polubią ? Niby Nat zapewnia mnie, że będzie dobrze, ale skąd ona może to wiedzieć ? Do tego jeszcze te niesprzyjające okoliczności… Coś czuję, że jutro będę kłębkiem nerwów.. Zresztą już jestem.. Chyba się załamię, jak coś pójdzie nie tak.. Wiem, jak zawsze muszę widzieć złe strony, ale taki już jestem i nic na to nie poradzę.. Mam nadzieję, że zapewnienia Natalii się sprawdzą i jej rodzice mnie polubią.. Spojrzałem na śpiącą Natalię i lekko się uśmiechnąłem.
- Musi być dobrze.. – wyszeptałem i pocałowałem ją w czoło, po czym zamknąłem oczy i odpłynąłem do krainy Morfeusza.

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział XXVII


Wiem, obiecałam wam, że będę częściej dodawać rozdziały, a tu znowu was zawiodłam... Sczerze nie mam ni cna swoje usprawiedliwienie.. Dopadła mnie brak weny i nic nie mogłam na to poradzić.. ;( Mam nadzieje, że pomimo moich zaniedbań trochę was tu jeszcze zostało, choć nie zdziwiłabym się, jakbyście dali sobie spokój z moim blogiem.. No nic.. Nie przeciągam i zapraszam na dłuuuugoo wyczekiwany rozdział.. :*

_____________________________________________________________



- No twoja ukochana dzwoni.. – oznajmiłam, po czym odebrałam telefon
rozmowa telefoniczna :
N- Natalia, J- Jennifer
N: Halo ?
J: Hej Nat.. Słuchaj jesteś teraz wolna ?
N: No teraz tak nie za bardzo.. Ale tak za godzinkę, półtorej to tak.. A co ?
J: No bo widzisz… Ja i Logan mamy jutro rocznicę no i pewnie gdzieś mnie zabierze, więc potrzebuję jakiejś sukienki, no i prezentu.. Doradziłabyś mi coś..
N: No dobra.. To tak za półtorej godziny w centrum ?
J: Mi pasuje.. To do zobaczenia. Pa !
N: No papa !
koniec rozmowy telefonicznej
- Co chciała ? – Logan od razu się zapytał
- Prosiła żebym pomogła jej doradzić w sprawie sukienki i prezentu dla ciebie.. – zaśmiałam się – Umówiłam się z nią za półtorej godziny w centrum
- No widzisz.. Oboje mamy do ciebie ogromne zaufanie blondyneczko. – zawtórował mi
- No widzę, widzę.. A ty kolego nie nazywaj mnie tak, bo doradzę jej taki prezent, że szkoda słów.. – uśmiechnęłam się złowieszczo
- Wiesz, że szantaż jest karalny ? – spytał rozbawiony, parkując przed centrum
- I tak mi nic nie zrobisz, bo jestem ci za bardzo potrzebna Loganku.. – wystawiłam mu język i wysiadłam z auta
- Teraz tak.. Ale co będzie później.. Tego nikt nie wie. – uśmiechnął się chytrze
- Grozisz mi ? – przymrużyłam oczy i założyłam ręce
- Owszem. – przybrał taką samą pozę. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, a potem oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Dobra chodź do tego jubilera, bo nigdy tam nie dojdziemy.. – pociągnęłam go za rękę. Po przebyciu ruchomych schodów znaleźliśmy się w naszym miejscu docelowym.
- Dzień dobry. – przywitaliśmy się ze sprzedawcą
- A dzień dobry, dzień dobry.. W czym mogę pomóc ? – spytał uprzejmie
- Chcielibyśmy zobaczyć zestawy biżuterii.. Najlepiej naszyjnik i kolczyki.. – odpowiedział szatyn
- Dobrze, już pokazuję.. – odparł starszy pan za ladą i po chwili wyjął kilka zestawów. Jedenwpadł mi od razu w oko.
- Logan, ten będzie najlepszy.. – wskazałam na srebrny zestaw
- Ten sam wpadł mi już wcześniej w oko .. Myślisz, że jej się spodoba ? – spytał przyglądając się biżuterii
- Tak.. Jestem pewna, że Jen będzie wniebowzięta. – uśmiechnęłam się ciepło
- Panienka ma rację.. To najnowszy model.. Pasuje praktycznie do wszystkiego.. – dodał sprzedawca
- No to w takim razie poprosimy ten.. – powiedział Logan – Tylko poproszę jakoś to ładnie zapakować.. – dodał z uśmiechem
- Już się robi. Proszę poczekać chwileczkę, zaraz wracam.. – odparł sprzedawca i zniknął na zapleczu. Po chwili wrócił z zapakowanympudełeczkiem . Logan zapłacił i uśmiechnięci wyszliśmy ze sklepu.
- Nawet nie myślałem, że to tak łatwo pójdzie.. – oznajmił z uśmiechem
- No widzisz.. Doskonale poradziłbyś sobie sam.. – odparłam
- O nie.. Bez ciebie to wymyśliłbym banalną kolację w restauracji i na tym cały wieczór by się skończył. – zaśmiał się
- Nie byłoby tak źle.. –poklepałam go po ramieniu – Teraz musisz tylko trzymać się planu, a wszystko się uda. W razie czego dzwoń to wszystkiemu zaradzimy.. – uśmiechnęłam się ciepło w stronę przyjaciela
- Dzięki Nat.. Jestem twoim ogromnym dłużnikiem.. – przytulił mnie
- No teraz będę musiała coś wymyśleć, jak mi się odwdzięczysz.. – udałam, że się zastanawiam
- Zrobię co tylko będziesz chciała. – odpowiedział pewnie
- Wszystko powiadasz ? – uśmiechnęłam się cwanie, sądząc po minie Logana trochę się przeraził
- T..Tak.. Wszystko.. – uśmiechnął się niepewnie
- No więc.. – spojrzałam na niego ze złowieszczym błyskiem w oku – Macie się tylko świetnie bawić, a to mi w zupełności wystarczy! – zaśmiałam się widząc wymalowaną ulgę na twarzy chłopaka
- Jesteś najlepsza.. – zawtórował mi
- Się wie.. – wystawiłam mu język – A teraz zmykaj już mi stąd, bo cię Jen zobaczy i jeszcze będzie miała pretensje.. – pogroziłam ci palcem
 - Dobra dobra.. Już idę.. To jutro się widzimy.. .?
- Tak.. Bądź po mnie o 12 to poukładamy wszystko co się da. – odpowiedziałam z uśmiechem
- No Okey.. To do jutra.. – cmoknął mnie w policzek i zniknął w tłumie. Jako że do spotkania z Jennifer zostało mi jeszcze półgodziny postanowiłam, że pójdę do kawiarni napić się kawy.  Jak postanowiłam, tak też zrobiłam i po chwili siedziałam w wygodnym fotelu z filiżanką kawy w ręce. Przeglądałam jakieś czasopismo, gdy nagle ktoś zasłonił mi oczy. Przestraszona gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam Bretta.
- Nie strasz mnie już tak więcej.. – uśmiechnęłam się
- Też się cieszę, że cię widzę.. – odparł z sarkazmem
- Oj no cześć.. – cmoknęłam go w policzek
- Widzisz.. Nie można było tak od razu ?  -spytał z wyrzutem
- Niee.. – wystawiłam mu język – Co tu robisz ?
- A tak przyszedłem pochodzić. Trochę się rozerwać.. – uśmiechnął się – A ty ?
- Ja się umówiłam z Jennifer. Mam jej pomóc wybrać sukienkę i prezent dla Logana. – odpowiedziałam – A gdzie masz Josha ? – zapytałam, na co chłopakowi zrzedła mina
- A szkoda gadać.. – westchnął – Znowu wyjechał.
- Jak to ? Przecież wrócił ile.. Dwa, trzy dni temu.. – zdziwiłam się
- No właśnie. Najpierw delegacja, która miała trwać dwa tygodnie przeciąga się do ponad miesiąca, a jak już przyjeżdża to jest dwa dni i znowu wyjeżdża.. – odparł smutno – Nie wiem, czy to wszystko ma sens..
- Chcesz się z nim rozstać ? – spytałam spokojnie
- Nie wiem co mam już robić, ale coraz częściej nachodzi mnie taka myśl.. Mam wrażenie, że to coś się między nami wypaliło.. Oddaliliśmy się od siebie i nie wiem, czy da się to naprawić.
- Nie wiem co ci poradzić.. To musi być tylko twoja i wyłącznie twoja decyzja.. – uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- No dobra. Koniec moich problemów.. Opowiadaj co u ciebie. – zapytał już nieco weselszy
- Nie licząc tego, że jestem z Kendallem, to nic ciekawego.. – oznajmiłam jak gdyby nigdy nic
- Jesteś z Kendallem i mówisz mi to dopiero teraz ? – spytał z wyrzutem – Od kiedy ? Opowiadaj ! Chce wszystko wiedzieć.. – oznajmił podekscytowany
- Jesteśmy ze sobą dopiero od wczoraj, więc w sumie nie ma o czym opowiadać.. – zaśmiałam się
- No ale kiedy cię porosił ? W jakich okolicznościach ? – dopytywał się
- Wczoraj na imprezie urodzinowej Jamesa.. Pamiętasz mówiłam ci.. – odpowiedziałam z wyszczerzem na twarzy
- W końcu.. – odwzajemnił gest – Nawet nie wiesz jak się cieszę.. – dodał
- Ja też się cieszę. – naszą rozmowę przerwała Jennifer.
- Hej kochana. – cmoknęła mnie w policzek
- Hej. – uśmiechnęłam się – Wy się jeszcze nie znacie. Jen to jest Brett, Brett to jest Jennifer. – przedstawiłam ich sobie.
- Hej. – podali sobie dłonie
- A więc to ty jesteś ten słynny Brett. – zaczęła Jen
- Słynny ? – chłopak się zdziwił
- Natalia dużo nam o tobie opowiadała.. – oznajmiła z uśmiechem
- Mam nadzieję, że nic złego. – lekko się zaśmiał
- Nie.. Wręcz przeciwnie. – zawtórowała mu
- Dobra, dobra.. Proszę tu o mnie nie plotkować..  – pogroziłam im palcem
- Kto tu o tobie plotkuje w ogóle ? – brunetka udała oburzenie – Jak możesz nas o to posądzać ?
- No jakoś mogę. – wystawiłam jej język
- Dobra dziewczyny ja już będę się zbierać. Nie – odezwał się blondyn wstając z fotela
- Czekaj ! No gdzie mi idziesz ? – spytałam rozbawiona – Zostań, pomożesz nam w wyborze.. – uśmiechnęłam się ciepło
- Nie, nie będę wam przeszkadzać.. – odpowiedział szybko
- Ale na serio nie będziesz nam przeszkadzał . – tym razem odezwała się Jen  - Nat ma rację.. Pomożesz nam wybrać jakiegoś prezentu dla mojego chłopaka. Przyda nam się męska opinia.. – odparła
- No skoro tak stawiacie sprawę, to czemu nie.. – w końcu się złamał
- No widzisz.. Będzie fajnie. – pokazałam rząd swoich ząbków. Później zapłaciłam za kawę i razem z Jen chwyciwszy Bretta pod ramię ruszyliśmy na podbój sklepów. Jennifer po długich poszukiwaniach znalazła odpowiednią sukienkę .
- No to teraz został nam jeszcze tylko prezent dla Logana. – oznajmiłam, kiedy wyszliśmy ze sklepu.
- Niestety.. – westchnęła brunetka – Kompletnie nie wiem co mu kupić.
- A co on lubi ? – spytał Brett
- Hm.. Motor, koszykówkę no i muzykę oczywiście.. – odpowiedziała
- No to może kup mu kurtkę na motor.. – zaproponował blondyn
- Odpada.. Kupił sobie ostatnio jakąś nową. – Jennifer ciężko westchnęła
- A jaką drużynę najbardziej lubi ? Może kup mu jakąś koszulkę tej drużyny..
- Lubi Lakersów, ale chłopaki w tamtym roku mu taką na urodziny kupili. Nie no zaraz się załamię – jęknęła dziewczyna
- Poczekaj, zaraz coś wymyślimy. – pocieszałam ją
- Już to widzę.. – Jen dramatyzowała
- Wiem ! – krzyknął uradowany niebieskooki
- No co tam wymyśliłeś geniuszu ? – spytałam
- Zegarek ! Kup mu zegarek.. Praktyczny prezent.. – uśmiechnął się
- Brett jesteś genialny ! – odparła zadowolona Jennifer – Że też ja wcześniej na to nie wpadłam.. – klepnęła się w czoło
- No to idziemy w poszukiwaniu zegarka.. – klasnęłam w ręce i pociągnęłam za sobą swoich przyjaciół- A ten ? – wskazałam na srebrny zegarek po jakiejś półgodzinie spędzonej w sklepie.
- Nie.. Ten jest za sztywny. – oznajmiła ciemnowłosa
- No a ten ? – nasz towarzysz wskazał na piękny przedmiot
- Śliczny jest.. – zachwyciła się panna Stone – Ty to jednak masz gust. – uśmiechnęła się ciepło w stronę chłopaka
- No wiesz.. Ma się to coś.. – zaśmiał się
- To porosimy ten. – odparła Jen do sprzedawcy
- Zapakować ? – spytał uprzejmie
- Jakby pan mógł..
- Już się robi. – odrzekł i zniknął na zapleczu. Po chwili wrócił z pudełkiem w ręku. Jennifer zapłaciła i zadowoleni wyszliśmy ze sklepu.
-No widzisz.. Po co tak panikowałaś ? – spytałam z uśmiechem
- No wiem, ale denerwuję się tą rocznicą.. W końcu to  już druga . – oznajmiła – Zobaczymy jak ty będziesz się zachowywać na twoją rocznicę z Kendziem.. – pokazała mi język
- Oj tam – zaśmiałam się – Najpierw to musimy dotrwać..
- No teraz to palnęłaś.. – Jen się oburzyła – Zobaczysz.. Będziecie żyć długo i szczęśliwie.. Niedługo będziemy się bawić na waszym weselu.. – rozmarzyła się – A ja oczywiście będę matką chrzestną waszych dzieci.. – oznajmiła  - Będę je rozpieszczać i kupować co im się żywnie podoba !
- Nie zapędzaj się tak wariatko ty moja.. – zaśmiałam się – Do wesela jeszcze daaaleko nie mówiąc już o dzieciach.. Więc nie wybiegaj za daleko w przyszłość.. – wystawiłam jej język
- Mów co chcesz, ale ja i tak wiem lepiej.. – odwzajemniła mój gest
- Dobra dziewczyny.. Skończcie tą jakże interesującą rozmowę, bo ludzie się na nas dziwnie patrzą, że na środku stoimy.. – przerwał nam Brett. Ogarnęłyśmy się z Jen i ruszyliśmy ku wyjściu. Jako, że ja nie miałam środka transportu, bo przyjechałam z Loganem, postanowiłam wracać z Jen. Pożegnałyśmy się z blondynem i ruszyłyśmy w drogę. Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu.
- Wejdź.. Napijemy się czegoś i pogadamy. – zaproponowałam z uśmiechem
- No w sumie to mogę wejść.. – odpowiedziała
- No i taka odpowiedź mnie zadawala.. – odparłam z wyszczerzem na twarzy. Wysiadłyśmy z samochodu i udałyśmy się na górę. Zgrabnie otworzyłam drzwi i po chwili znalazłyśmy się w salonie. O dziwo w domu nie było ani Kendalla ani Yumy.. Pewnie wyszli na spacer.. – pomyślałam.
- Czego się napijesz ? – spytałam
- Soku jak masz.. – odpowiedziała
- Już się robi.. – ruszyłam do kuchni. Otwierając lodówkę natknęłam się na małą karteczkę.                 
,, Poszliśmy z Yumą na krótki spacer. Będziemy niedługo. Kocham <3 Twój Kendall ‘’ Ooo.. Jaki on słodki..- pomyślałam.  Twój Kendall – powtarzałam sobie w głowie. Z uśmiechem na ustach nalałam nam po soku i wróciłam do Jen.
- Już nie mogę się doczekać jutra.. – zaczęła brunetka
- Nie dziwię ci się.. – uśmiechnęłam się szeroko – A wiesz, gdzie cię zabiera ? – spytałam dla niepoznaki, żeby się nie zorientowała, że maczam w tym palce.. Obiecałam Loganowi, że się nie wygadam, więc muszę dotrzymać słowa.
- Nie mam pojęcia.. Ciągle powtarza, że to niespodzianka, a mnie ciekawość zżera od środka..  – zaśmiała się – No ale co zrobić.. Muszę poczekać.. – westchnęła ze śmiechem
- Biedactwo.. – zaśmiałam się
- Spadaj.. – wystawiła mi język i rzuciła we mnie poduszką
- Osz ty małpo !! – zaczęłam się brechtać i oddałam jej. W ten sposób rozpętałyśmy bitwę na poduszki. Kiedy cofałam się aby nie oberwać poduszką, ktoś złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Aaa ! – przestraszyłam się i szybko odwróciłam – Kendall nie strasz ludzi.. – zaśmiałam się
- Też się cieszę, że cię widzę skarbie.. – udał oburzenie
- Oj no przecież wiesz, że zawsze się cieszę.. – pocałowałam go namiętnie
- No od razu lepiej.. – uśmiechnął się – A tak w ogóle to cześć Jen.. – zwrócił się do brunetki stojącej do nas i cmoknął ją w policzek
- Cześć, cześć.. – uśmiechnęła się promiennie – Nawet nie wiecie jak słodko razem wyglądacie.. – odparła z entuzjazmem
- No wiesz.. Ma się to coś .. – zaśmiałam się i teatralnie poprawiłam sobie grzywkę
- Hah.. Ty i ta twoja skromność.. – zawtórowała mi – Skoro Kendizzzlle już przyszedł, to ja was zostawiam samych.. Cieszcie się sobą, a ja mykam.. – oznajmiła - Na razie.. – pożegnała się z nami
- No pa.. – cmoknęliśmy się z nią w policzek
- Zdzwonimy się jakoś.. I trzymaj kciuki za jutro. – odparła na wychodnym i zniknęła za drzwiami
-W końcu sami.. – westchnął zadowolony i mocno mnie przytulił
- Aż tak się stęskniłeś ? – zachichotałam
- Każda sekunda niespędzona z tobą to katorga.. – odparł
- Oo.. Słodki jesteś.. – cmoknęłam go w usta
- Małoo…- jęknął, na co ja tylko wywróciłam oczami i wpiłam się w jego ciepłe usta. Nasz pocałunek trwał i trwał, aż w końcu zaczęło nam brakować powietrza i się od siebie oderwaliśmy
- A zapomniałabym.. Mamy jutro misję.. – oznajmiłam, kiedy siedzieliśmy wtuleni w siebie na sofie
- Jaką tym razem ? – westchnął teatralnie
- Musimy jutro pomóc Loganowi.. Trzeba poustawiać świeczki i odebrać jedzenie z restauracji. – odparłam z uśmiechem
- Jak mus to mus..  – zaśmiał się – Ale jak tylko skończymy to zabieram cię gdzieś.. – odpowiedział uśmiechnięty
- A z jakiej okazji ? – spytałam zdziwiona
- No jakby nie było, to jesteśmy razem, a nie byliśmy jeszcze na żadnej randce.- blondyn mnie uświadomił –Więc trzeba to nadrobić.. – dodał
- No chyba, że tak.. A gdzie mnie zabierzesz ?
- A tego dowiesz się już w swoim czasie.. – odpowiedział tajemniczo
- Yyyhh.. – westchnęłam – I nie ma szans, że dowiem się wcześniej ? – spytałam zrezygnowana
- Niee.. Nie licz na to.. – pocałował mnie w nos
- Jesteś nie dobryy. – nadąsałam się jak dziecko – Wesz, że teraz będzie mnie ciekawość zżerać ? – spytałam z wyrzutem
- Jutro się dowiesz. – uśmiechnął się szeroko – Zapomnij o tym i zajmij się mną.. – odparł i znów złączyliśmy się w pocałunku. Uwielbiałam to robić.. Za każdym razem kiedy jego usta stykały się z moimi, w moim brzuchu zaczynało grasować stado motyli.. Mogłabym tak trwać wiecznie i nigdy się od niego nie oderwać.. Niestety zabrakło nam powietrza i chcąc nie chcąc musieliśmy się od siebie oderwać.
- Jestem uzależniony od smaku twoich ust.. Od ciebie całej.. – wyszeptał cmokając mnie za każdym słowem. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Kocham cię Kendall.. – również wyszeptałam
- Ja ciebie też skarbie. – po raz kolejny w tym dniu pocałowaliśmy się. – Oglądamy coś ? – zaproponował
- Chętnie. – odparłam z uśmiechem. Blondyn udał się do szuflady z filmami i zaczął w niej grzebać, a ja w tym czasie udałam się do kuchni i przygotowałam popcorn oraz napoje. Wyrobiłam się na idealnie, ponieważ kiedy wróciłam do salonu, film akurat się zaczynał. Postawiłam prowiant n stoliku, a mój zielonooki ukochany pozasłaniał okna i zgasił światło.  Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, a Kend położył się na niej opierając swoją głowę o moje kolana i zaczęliśmy oglądać. Film nazywał się ,,Ostatnia piosenka’’. Początkowo myślałam, ze to kolejne denne romansidło i już miałam opieprzyć Kendzia, że takie coś puścił, ale szybko zmieniłam zdanie.  Ten film był naprawdę genialny i miejscami wzruszający, szczególnie na końcu. Dziwiłam się sama sobie, bo uroniłam niejedną łzę, a to jak na mnie było bardzo dziwne.  Ostatnich kilkanaście minut seansu obejrzałam szlochając, a Kendall się tylko ze mnie śmiał.. W tamtym momencie miałam ogromną ochotę mu przywalić.. W końcu pojawiły się napisy końcowe i blondyn zapalił światło. Spojrzał na mnie i pokiwał z  rozbawieniem głową. Posłałam mu tylko gniewne spojrzenia i nadal lekko szlochając udałam się do łazienki doprowadzić się do porządku. Pierwsze co zobaczyłam w lustrze to załzawione czerwone oczy i rozmazany tusz spływający po moim policzku. Przerażona własnym wyglądem przemyłam twarz zimną wodą i zmyłam pozostałości po moim makijażu. Kiedy wyglądałam już znośnie wróciłam do salonu. 
- Nigdy nie zrozumiem kobiet.. – westchnął głośno, na co ja spojrzałam na niego zdezorientowana – Jak można płakać na filmie ? – zapytał rozbawiony, na co ja spojrzałam na niego z żądzą mordu w oczach
- My kobiety  w porównaniu do was jesteśmy wrażliwe.. – odpowiedziałam mu – Wy faceci nie macie serca i tyle.. – dodałam nadąsana
- No akurat co do tego serca to masz rację.. – odparł spokojnie – Przyznaję się, że od jakiegoś czasu go nie posiadam, bo mi je skradłaś.. – uśmiechnął się uwodzicielsko
- Nie podlizuj mi się tutaj.. – burknęłam i odwróciłam się w drugą stronę.
- Ja się nie podlizuję.. Ja tylko stwierdzam fakty kochanie.. – złapał mnie za podbródek, czym zmusił mnie do odwrócenia się w jego stronę, po czym wpił się w moje usta. Bez zawahania odwzajemniłam pocałunek. Mimo, że czasem mnie wkurzał, to nie potrafiłam się na niego gniewać.. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.  Kend zaczął całować moją szyję i obojczyk. Odchyliłam lekko szyję w bok, aby ułatwić mu zadanie. Czułam się nieziemsko.. Każdy jego dotyk, pocałunek sprawiał, że eksplodowałam w środku.  Nagle zaczął dzwonić mój telefon.  Chciałam po niego iść, ale chłopak przytrzymał mnie w pasie.
- Nie odbieraj.. – wyszeptał i powrócił do pocałunków
- Kendall.. A jak to coś ważnego ? – spytałam nadal próbując się od niego oderwać
- Jak to coś ważnego, to zadzwoni jeszcze raz.. – odparł i wpił się w moje usta. Nie opierałam się już i po chwili telefon ucichł. Niestety nie na długo. Po jakiś pięciu minutach znów dało się słyszeć mój dzwonek. Oderwałam się od chłopaka i wstałam po telefon.
- Zaraz  wracam.. – oznajmiłam i pognałam do pokoju w którym zostawiłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i lekko się zdziwiłam. Dzwoniła bowiem moja mama, a u nich był środek nocy. Szybko odebrałam telefon.